KAMERUN. Pielgrzymka dzieci do Matki Bożej Ubogich w Nguelemendouka w dn. 27-29.XII.2011 r. "Dziecko, żyj jak Mały Jezus w rodzinie" - oto hasło tegorocznej pielgrzymki dzieci do sanktuarium Matki Bożej Ubogich na misji Nguelemendouka w Kamerunie. "Chciałbym zebrać miliony dzieci... " - pragnął bł. Ks. Markiewicz, a ich przybyło 27 grudnia 2011 roku 2077! Jak na jednorazowy "rzut" to wcale niemało! Prawie wszystkie szły w pielgrzymce, w spiekocie, w kurzu (teraz trwa pora sucha w Kamerunie), przemierzając 30, 40 km i niosąc zawiniątko na głowie, a w nim: garść arachidów, ananas lub parę bananów i jedno ubranie na zmianę. Tylko te z najdalej położonych parafii przebyły 250 km na ciężarówce - w liczbie sto (!). Otoczone opieką 11 sióstr, w tym 4 Afrykanek, 14 księży (głównie autochtonicznych), 9 seminarzystów i 130 animatorów dziatwa w ciągu trzech dni przeżywała swoje prawdziwe świętowanie. A program był ciekawy i zróżnicowany - tak dla duszy, jak i dla ciała. Modlitwy, adoracje, konferencje, procesje i różaniec przy grocie Matki Bożej z Banneux, jasełka, występy chórów, gry, zabawy, kiermasz i posiłki - 3 w ciągu dnia! Do ich przygotowania dla tysiąca dzieci z parafii Nguelemendouka zaangażowanych zostało 50 wolontariuszek - kobiet z pobliskich wiosek. Siostry Misjonarki zakupiły 1/2 tony ryżu, kwintal ryb, pół krowy, niezliczoną ilość worków orzeszków ziemnych na sos, bananów, manioku, makabo, fasoli i makaronu oraz wiele litrów czerwonego oleju palmowego do smażenia. W oblężonej misyjnej studni zabrakło wody, toteż niestrudzony ks. Darek Chałupczyński, proboszcz parafii Nguelemendouka, jeździł traktorem z beką po wodę do źródła, tak, aby każdy mógł ugasić pragnienie. Mali Afrykańczycy mogli się najeść w tych dniach do syta (może jedyny raz w roku ...). Wielką pomocą okazała się duża jadalnia oratorium z 400 miejscami przy stołach. Rybę, będącą rarytasem i spożywaną przez kameruńskie rodziny tylko w wielkie święta, odkładały do garstki, nosiły ze sobą, skubiąc po troszku i zachowując ją w ten sposób na dłużej. W grach można było zdobyć ugotowane jajko. Wówczas do szczęśliwego dziecka zbiegało się jego rodzeństwo, siadało w kupce i spożywało je wspólnie podzielone na kawałki. Na kiermaszu było nie tylko kolorowo, ale i radośnie. Można bowiem było wylosować szczoteczki do zębów, kredki, ołówki, zeszyty, piłki, zabawki, maskotki, słodycze - w tym 2 tysiące dużych lizaków przysłanych przez panią Elę z Siemiatycz. Do spania służyły wszystkie możliwe pomieszczenia na misji. Dzieci, niczym sardynki, ułożone były na matach po 200 i 300 w jednej sali. Mszę św. na zakończenie pielgrzymki sprawował bp Jan Ozga, ordynariusz diecezji Doume - Abong - Mbang. Rozesłał małych pielgrzymów z sentencją: "wybierajcie zawsze dobro, a odrzucajcie zło". Pielgrzymi wracali, jak kto mógł: z bliżej położonych wiosek - na pieszo, z dalszych - autobusikami, samochodami misyjnymi, ciężarówkami.
Nie mogłybyśmy przyjąć i uradować tak wielkiej rzeszy afrykańskich dzieci gdyby nie Opatrzność Boża, która przychodzi nam z pomocą poprzez ludzi dobrej woli. Dziękujemy im zatem! A każdej Siostrze naszego Zgromadzenia, na czele z Matką Generalną i Zarządem, za każdą ofiarowaną modlitwę, cierpienie i troskę r11; często tak bardzo konkretną poprzez wysyłkę paczek, organizowanie różnych akcji na rzecz misji w Kamerunie: MERCI!
Siostry Misjonarki z Nguelemendouka